Dzień dobry Bąbelki! Kto ma wakacje? Przyznać się! 🙂 Ponieważ mam dla Was, idealnego na wakacyjne lenistwo, posta ze zbiorem kosmetyków i gadżetów, które kupiłam w ostatnim czasie. Znajdziecie wśród nich sporo perełek, dlatego koniecznie zajrzyjcie. Jak zwykle dodam też krótkie opinie – pierwsze wrażenia – na temat: Biedronkowej szczoteczki sonicznej, balsamu Victoria’s Secret, olejku Bielendy, pianek do mycia rąk Palmolive, cieni i primera do ust Wibo, szamponu Biovax i sporo innych. Nie może Was dzisiaj u mnie zabraknąć! :*
Kilka razy już wspominałam, że kosmetyki w Holandii są droższe niż w Polsce. Poza tym nie są tak dobrej jakości, a i wybór jest nieciekawy. Dlatego też większość produktów przyszła do mnie w paczce z Polski. To dobrze dla Was, bo w końcu tego bloga nie tworzę dla siebie, ale dla moich czytelników, którzy przecież po zobaczeniu mojej recenzji muszą wyrobić sobie opinie na temat kosmetyków, które mogą kupić w swoim kraju. 🙂 Do każdego kosmetyku dodaję też ceny, żebyście wiedzieli, ile na dany produkt trzeba odłożyć kaski. 🙂
W paczce przyszedł do mnie primer do ust Wibo [10,99 zł] (1), którego niestety jeszcze nie stosowałam, bo podczas ostatnio panujących w Amsterdamie upałów nie mam ochoty na ciężki makijaż ust. Ale może któraś z Was go testowała i podzieli się swoimi wrażeniami? 🙂 Od przyjaciółki, która niedawno mnie odwiedziła, dostałam paletkę cieni Neutral również marki Wibo [nie sprawdzam ceny, to w końcu prezent] (2). Jestem nią pozytywnie zaskoczona. Pigmentacja nie jest może bajkowa, ale cienie są dość kremowe i nie pylą. Kolejne dwa produkty mieliście okazję zobaczyć w Hitach i kitach tygodnia: czarne mydło Babuszki Agafii [32 zł] (3) oraz keratynową odżywkę myjącą Bielendy Artisti Professional [ok. 14 zł] (4). Dwa genialne produkty, których musicie w swoim życiu spróbować. Inaczej nie nazywajcie się kosmetomaniakami! 😀 Co prawda o czarnym mydle pisałam niezbyt pochlebnie odnośnie pielęgnacji twarzy, ale za to do włosów sprawdza się wspaniale. A tą odżywką myjącą Bielendy zamęczę Was, bo będę ją polecać do końca swoich dni. 😉
Kolejnym rosyjskim kosmetykiem z Polski jest odżywka Babuszki Agafii nadająca objętości z rokietnikiem [5,50 zł] (5). Niestety kompletnie się u mnie nie sprawdza, ale była bardzo tania, więc jakoś ją zużyję. Swoją drogą, ta seria jest bardzo podobna do kosmetyków Planeta Organica – nawet zapach i kolor jest identyczny. Ale niestety działanie już nie… Nowym szamponem, którego niedługo zacznę używać, jest szampon Biovaxu Złote algi i kawior [19,99 zł przecenione na 17,99 zł] (6), którym zachwyca się moja mama. Zobaczymy, czy jest taki dobry. Na koniec pomarańczowego zestawienia wchodzi nielepiący się spray z filtrem 20 SPF z Garniera, zawierający brązer [ok. 15 Euro, kupione w promocji 2in1 razem z balsamem, więc zapłaciłam połowę ceny] (7). Użyję go jutro nad morzem i dam Wam znać na Snapie (login: beatthebm), czy się sprawdza. :*
Nie mogłam odmówić sobie zakupu niesamowicie wyglądającego kosmetyku Bielendy – multifazowego olejku z olejem marula i z czarnej porzeczki [18,99 zł] (8). Cała linia jest zachwycająca, ale niestety w Rossmannach, w których była moja mama, dostępny był tylko olejek. 🙁 Póki co jestem rozczarowana jego zapachem – jak dla mnie zbyt mało intensywny, ale to oczywiście kwestia subiektywna. Nadrabia natomiast lekkością i działaniem. <3 Widzieliście też nowe pianki do mycia rąk Palmolive Magic Softness [10,99 zł] (9)? Są niesamowite! Pięknie pachną, mają śliczne opakowania i doskonale domywają brud, nie wysuszając przy tym dłoni. Powoli przekonuję się też do balsamów Victoria’s Secret. Mam wersję zapachową Pure Seduction z czerwoną śliwką i frezją [9 Euro] (10). Jest szokująco dobrze nawilżający i ładnie pachnie. Niestety zapach nie jest tak trwały, jak się spodziewałam.
Do hitów na pewno zaliczę szczoteczkę soniczną BeautyLine z Biedronki [ok. 32 zł] (11), która wniosła moje oczyszczanie na niewyobrażalnie wysoki poziom. Kiedy natomiast miałam wysuszone usta z pomocą przyszedł mi jedyny produkt do pielęgnacji ust, jaki znalazłam w Biedronce – wazelina różana Flosleku [kilka zł, nie pamiętam niestety dokładnie] (12). Bardzo przyjemnie pachnie (trochę jednak jak dla mnie „niejadalnie” :D) i doskonale nawilża. Pod prysznicem z kolei postawiłam pięknie pachnącą piankę do mycia ciała holenderskiej marki Etos [ok. 3 Euro] (13). Jeśli jesteście zainteresowani przetestowaniem tej marki, która stawia na dość naturalną pielęgnację i piękne opakowania, dajcie znać w komentarzu, a przygotuję rozdanie z ich kosmetykami. :* Na koniec spray koloryzujący włosy Theatric z Rossmanna w kolorze różowym [9,99 zł] (14), którego nie polecam. Mała pojemność, okropnie się zacina (mąż wymienił opakowanie tego i niebieskiego, którego zobaczycie niżej i niestety wszystkie psuły się po kilku psikach), a włosy się po nich kleją. Ja z nich jeszcze nie skorzystałam, ale mój siostrzeniec tak i był zachwycony. 🙂 Kolor utrzymuje się do pierwszego mycia.
W obszarze pielęgnacji dłoni nadal króluje krem Palmer’s, ale tym razem nie wersja z masłem shea, lecz kakaowa [ok. 10 zł] (15). Szczerze mówiąc ten zapach nie do końca mi się podoba, bo pachnie jakimś takim brudem… Hmm… Masło shea polecam Wam sto razy bardziej. Jako balsam po opalaniu używam teraz balsamu Garnier [ok. 15 Euro, ale zapłaciłam za niego połowę ceny] (16). Nie wiem, czy jest dostępny w Polsce, wydaje mi się, że nie, ale nic nie tracicie, bo skład tego balsamu wskazuje na to, że to po prostu zwykłe smarowidło i niepotrzebnie wydałam na niego pieniądze – a raczej mój mąż. Muszę go przeszkolić w kwestii czytania składów. 😀 Hitem na pewno jest pianka do mycia ciała Nivea Silk Mousse [5 Euro, w Polsce: 13,99 zł] (17). Od niedawna jest też w sprzedaży w Polsce. Dostępne są trzy warianty zapachowe i każdy możecie sprawdzić pocierając naklejkę na zakrętce. Ja wybrałam klasyczny zapach, bo najbardziej odpowiadał mi jej skład. Jest cudowna! Spray koloryzujący niebieski [9,99 zł] (18) to ten sam, który widzieliście już wersji różowej.
Macie odwieczny problem ze znalezieniem dobrej maszynki do golenia? Bo ja tak! Albo się szybko tępią, albo od początku źle golą i podrażniają, albo szybko rdzewieją… W życiu miałam tylko jedną dobrą maszynkę i dostałam ją od kuzynki, która przywiozła mi ją z USA. Była wibrująca – na baterie – podobnie jak ta z Wilkinsona Quattro z trymerem do bikini [tu: 16 Euro, w Polsce: 46,99 zł] (19) – i używałam jednego ostrza… ponad rok, czasem je jedynie dezynfekując. :O Mam nadzieję, że ta sprawdzi się równie dobrze, bo zapłaciłam za nią jak za zboże, ale tak to już jest z tymi maszynkami…
Na koniec wspaniały, cudowny i niesamowity peeling Bielendy z serii Golden Oils w wersji niebieskiej z olejkami: makadamia, marula i kukui [ok. 18 zł] (20). Czyli jedne z droższych składników, najbardziej nawilżające spośród innych olejów. Zapach, konsystencja i efekt końcowy sprawiają, że peelingowałabym się tym produktem codziennie. Ale wiadomo, że nie można… 😀 Miałam też z tej serii, ale z linii zielonej, masło do ciała i było również genialne. Bielendo, jak Ty to robisz, że uwielbiam wszystkie Twoje produkty?! 🙂
To by było na tyle przeglądu zakupów z ostatnich tygodni. Mam nadzieję, że wpadło Wam coś w oko. Podzielcie się swoimi opiniami na temat tych produktów, jeśli któryś z nich znacie. Jeśli nie, pochwalcie się, co wpadło do Waszych kosmetyczek w ostatnim czasie. Może było to coś, przed czym chcielibyście ostrzec innych lub wręcz przeciwnie zachęcić do zakupu? :*