Och, jak ja uwielbiam odkrywanie tańszych zamienników luksusowych produktów! A jak się jeszcze okazuje, że ten tani kosmetyk jest wręcz lepszy, to już w ogóle odpływam w euforii kosmetycznego maniaka. No i dzisiaj będzie coś w tym stylu, a taki rollercoaster nieprawdopodobnych wrażeń estetycznych zapewnią Wam dziś olejki do ust: jeżynowy marki Clarins oraz AA o smaku owoców leśnych.
Ceny:
Clarins, Instant Light Lip Comfort Oil, zapach Blackberry – 89 zl / 7 ml (Do kupienia w Douglasie i na stronie producenta – choć nie wiem, czy ta wersja zapachowa/smakowa jest już dostępna w Polsce, ponieważ nie znalazłam jej nigdzie online)
AA, Caring Lip Oil, zapach Wild berry – 17,99 zl / 6 ml (dostępne w drogeriach, m.in. w Rossmannie)
1. Opakowanie
Oczywiście już na pierwszy rzut oka zdecydowanie pod względem opakowania wygrywa Clarins. Choć nadal całe jest zrobione z plastiku, robi wrażenie dość ekskluzywnego. Więcej mam do napisania w przypadku AA – niestety nawet jeśli buteleczka stoi na półce nieruszana, olejek z niej wycieka co uniemożliwia noszenie go w torebce. Za to zapakowany jest w śliczny, kolorowy kartonik (którego nie pokazałam na zdjęciach) – przecież to stąd wylądował w moim koszyku. 😉
2. Aplikator
Clarins zaskakuje olbrzymim, puchatym i niezwykle przyjemnym dla ust aplikatorem. O dziwo nakłada produkt dość precyzyjnie, ale też nie wpadajmy w zachwyt. Nie jest to jakieś superwygodne rozwiązanie, bo przy tak ciemnym kolorze, jaki wybrałam, przy konturze ust zbiera się więcej produktu i tworzy się ciemniejsza obwódka. Bez lusterka trzeba więc go nakładać w niewielkiej ilości. Zdecydowanie bardziej dokładnie zaaplikujecie olejek pacynką z AA. Jest w kształcie migdałka, z dziurką w środku. Nadal jest aplikatorem przyjemny dla ust, choć zdecydowanie twardszym przez co czasem mnie łaskocze.
3. Zapach i smak
Jeśli nie lubicie, kiedy produkt do ust pachnie intensywnie i równie mocno czuć jego smak, wybierzcie olejek AA. Ma lekko kwaśny zapach owoców leśnych i praktycznie żadnego smaku, więc nosi się go bardzo komfortowo. Najnowsza wersja Clarins Blackberry z kolei pachnie jak Fruitella. Slinka niejednym kącikiem ust Wam pocieknie, ale niestety słodki smak przełamany jest dobrze już wielu nas znaną (z innych błyszczyków) gorzkawą, cierpką nutą. Choć jest ona bardzo delikatna, dla mnie mimo wszystko zbyt wyczuwalna i czasem wręcz drapie w gardło. Taki efekt w olejku za prawie 100 zł? Chyba coś poszło nie tak!
[Pin on Pinterest]
4. Konsystencja
Uważam, ze Clarins posiada konsystencję bardziej odpowiednią na zimę. Jest gęsta, tłusta, lepka i mocno na ustach wyczuwalna. Niemal jak miód. No, może nie aż tak lepka, ale mimo wszystko wyczuwam podobieństwo. AA z kolei jest lekkim jak piórko olejkiem. Praktycznie w ogóle się nie lepi. Na lato jest idealny.
5. Kolor i trwałość
Wydawałoby się, że Clarins ze względu na bardziej gęstą konsystencję będzie dłużej utrzymywał się na ustach. A tu psikus! Zarówno AA jak i Clarins utrzymują się na ustach tak samo. Po zjedzeniu pozostawiają na ustach kolor. Clarins bardzo delikatny, AA odrobinę mocniejszy. Jeśli użyjecie olejków kilka razy w ciągu dnia, kolor się nadbuduje, szczególnie w przypadku AA tworzy się efekt niemal jak po użyciu tintu. Bardzo lubię ten efekt, bo usta wyglądają jak ubrudzone jagodami. Tak naturalnie, świeżo i wakacyjnie. A jaki kolor nadają zaraz po nałożeniu? A taki jak widać na zdjęciu:
Jagodowy, fioletowo-różowy kolor. Oba olejki wyglądają na ustach praktycznie tak samo. Nierównomiernie pokrywają usta, wiec nie każdemu przypadnie to do gustu. W takiej formie bardziej polecam je do naturalnych makijaży lub osobom, które w ogóle makijażu nie noszą. Choć można nałożyć oba produkty jednolicie, ale trzeba nad tym chwilę popracować.
[Pin on Pinterest]
[Pin on Pinterest]
6. Pielęgnacja
Macie czasem tak, że produkt do ust powoduje odczuwanie dyskomfortu? Swego rodzaju swędzenie lub pieczenie? Mnie spotyka to bardzo często i coś podobnego mam w przypadku Clarins. Na szczęście dzieje się to w niewielkim stopniu i wydaje mi się, że jest to spowodowane tym, że panuje wysoka temperatura, a Clarins jest zbyt ciężki na taką pogodę. AA absolutnie takiego efektu nie daje. Nałożony 1-2 razy dziennie sprawia, ze nie potrzebuję już niczego innego. Usta są szokująco dobrze nawilżone, odżywione, nie mają żadnych suchych skorek i nie męczę się z uczuciem ściągnięcia. Po prostu zastępuje mi wszystkie balsamy i pomadki pielegnacyjne. A Clarins? W sumie radzi sobie równie dobrze, ale pierwsze chwile po nałożeniu niestety sprawiają mi niewielki dyskomfort, o którym przed chwilą wspomniałam, przez co znów wygrywa AA.
[Pin on Pinterest]
Stosujecie olejki w pielęgnacji ust? Jakie są Wasze ulubione balsamy nawilżające w tej kategorii? Buziaki! :*