SkinBio – marka, której niestety brak na polskim rynku

0
1548
Rate this post

Dzień dobry! Jesteście gotowi na poznanie nowej marki, która ukrywa się gdzieś za zachodnią granicą? Niestety jest ona niedostępna w Polsce, ale ufam, że znajdą się chętni do sprowadzenia tych kosmetyków do naszego kraju, bo naprawdę warto. Mowa o marce SkinBio – tworze niemieckich naukowców, który, wierzę, że podbije niebawem świat. Zapraszam do małego review trzech produktów SkinBio: kremu oraz dwóch rodzajów serum.

Na markę natrafiłam w TkMaxx’ie – kopalni inspiracji i nieodkrytego. Szukałam dobrze nawilżającego kremu, niekoniecznie naturalnego, ponieważ moja skóra nie do końca takie lubi. Kiedy jednak zobaczyłam skład kremu SkinBio, nie mogłam się oprzeć, żeby go DLA WAS nie wypróbować. Później rozglądałam się za innymi wersjami i było ich sporo. Kremy, serum, smoothie… Smoothie? Trzeba chyba zacząć od filozofii marki. 😉

SkinBio bazuje na pielęgnacji w 5 krokach, aby „atakować” skórę od każdej możliwej strony:

1. Głębokie oczyszczanie. Tu nie ma rozróżnienia na typy skóry. Produkt jest jeden, ale w dwóch formach: lotionu lub mleczka. Ta druga wersja jest przeznaczona dla bardziej wrażliwej skóry.

2. Serum ukierunkowane na problemy wynikające z niedoskonałości w głębokich warstwach skóry. Tu bierze się pod uwagę następujące problemy: rozszerzone pory, sucha skóra, zmarszczki, przebarwienia, nadwrażliwość oraz stres pod wpływem promieniowania UV.

3. Odżywianie powierzchownych warstw skóry. Tu bierze się pod uwagę następujące problemy: sucha skóra, tłusta skóra, wrażliwa i odwodniona. W tym miejscu posiadacze suchej skóry mogą zdecydować się na coś cięższego – kremy, a właściciele tłustej, skłonnej do zapychania – na smoothie, czyli leciutkie, szybko wchłaniające się kremy.

4. Odżywiane najgłębszych warstw od środka, za pomocą suplementów. Mamy do wyboru wiele różnych produktów, każdy typ skóry ponownie znajdzie coś dla siebie.

5. Idealne zakończenie, czyli… make-up. Dostępne są: krem CC, który redukuje zaczerwienienia, emulsja tonująca dająca efekt „no make-up”, która wypycha zmarszczki oraz krem CC redukujący oznaki zmęczenia. Wszystkie kremy posiadają filtry (CC mają SPF 20, emulsja natomiast 15).

Kupując te produkty, nie znałam marki ani jej filozofii, dlatego kupiłam tylko serum nawilżające i krem do cery wrażliwej. A do tego serum anti-age dla mojej mamy. Jak się sprawdziły?

[Pin on Pinterest]
1. Krem Morela + Aloes dla wrażliwej skóry (zielony)
Krem urzekł mnie składem i… ceną. Wyjściowa cena to 105 zł, a krem był przeceniony na 24.99 zł. Nieźle, co? 25 zł za taki oto skład:
[Pin on Pinterest]

Rozsądna cena za wiele naturalnych ekstraktów. Przez to niestety data ważności to tylko 6 miesięcy, co dla zużycia 49 g jest chyba wystarczające. Krem jest w kartoniku, a w kartoniku mamy… niespodzianka! Słoiczek. 🙂 Szklany, z plastikową zakrętką, równie minimalistyczny co samo opakowanie. Dorzucona jest też ulotka, na której mamy opisane pozostałe produkty SkiBio. Sprawia to wrażenie, że trzymamy w rękach coś profesjonalnego, jakieś magiczne lekarstwo. I trochę tak jest.

Sam krem ma zielony kolor, którego nie widać na twarzy. Siła łagodzenia podrażnień tego kremu nie tkwi więc w powierzchownym niwelowaniu zaczerwienień za pomocą zielonych tonów. Ma bardzo maślaną i dość gęstą konsystencję. Przez to krem jest BARDZO wydajny. Zapach jest dziwny, lecz nie drażniący ani nawet brzydki. Średnio intensywny, ale nie pachnie niczym konkretnym. Jedyne moje skojarzenie to ciastolina. Lekko słodki, a w tle czuć bazę bezzapachowego kosmetyku, który jednak pachnie – wiecie o co chodzi, taki „posmak” ryżowego papieru. 😀 W każdym razie nie utrzymuje się długo na skórze, bo jest aromatem naturalnym.

[Pin on Pinterest]

To teraz działanie. Krem ma być odpowiedni dla skóry suchej i delikatnej, wrażliwej i podatnej na podrażnienia. Dodatkowo ma wygładzać, redukować podrażnienia i relaksować. W ulotce producent wspomina, że krem nie da natychmiastowego efektu. Nie dość, że trzeba go używać regularnie, to jeszcze po każdym zastosowaniu na optymalne działanie czekamy… 2 godziny. I wiecie co? Mnie to bierze. W końcu marka, która mówi wprost i racjonalnie: te składniki potrzebują chwili na wdyfundowanie do wnętrza skóry. Paracetamol też nie działa po 10 sekundach. Już im ufam. Tym bardziej, że autentycznie ten krem działa jak lek. Mimo że jest przeznaczony dla skóry wrażliwej, na początku piecze mnie lekko buzia. Robi się czerwona, co może Wam przeszkadzać, więc radzę stosować go na noc. Choć ja stosuję go dwa razy dziennie, również rano, ponieważ zanim wyjdę z domu, zawsze noszę krem na twarzy co najmniej godzinę. A tyle wystarczy, żeby zaczerwienienie zniknęło. Po ok. godzinie pojawia się zauważalne nawilżenie, ponieważ zaczyna się redukować nieprzyjemne napięcie naskórka.

Krem nie wchłania się do totalnego matu. Początkowo pozostawia cienką, lekko klejącą warstwę, lecz nie tłustą, która po dwóch godzinach faktycznie znika. Skóra staje się wtedy milutka i mam wrażenie, że bardziej zbita. Może przyspieszać świecenie podkładu.

Jakie są efekty długofalowe?
Po 3 tygodniach stosowania skóra staje się jędrna, gładka, znika tendencja do suchych skórek. Wspomaga zanikanie porów. Nie zapycha, wręcz redukuje wszelkie pryszcze. To idealny krem dla przesuszonej skóry skłonnej do wągrów. Odkąd go używam nie mam ani jednego wągra na nosie. Podrażnienie pojawiło się tylko raz, co jest super wynikiem. Bardzo często dostaję swędzących bąbli od różnych kosmetyków, czy nawet kurzu lub grzybów obecnych w powietrzu. Tu bąbelek pojawił się tylko raz, więc krem jest naprawdę dobry dla wrażliwej cery. Nie redukuje jednak naczynek, no i początkowo niestety wzmaga zaczerwienienie. Ponieważ dobrze nawilża, pomaga zapobiegać powstawaniu zmarszczek i może zmniejszać te, które już są. Choć raczej polecam go dla młodej cery.

Na koniec ciekawostka: kupując ten krem, nie musisz już wydawać pieniędzy na coś pod oczy. Ten jest idealny dla wrażliwych oczu. Nie piecze, nie szczypie, doskonale nawilża i pielęgnuję delikatną skórę wokół oczu.

[Pin on Pinterest]

2. Serum nawilżające
Serum już nie są tak naturalne. Raczej nastawione są na zaawansowane technologicznie kompleksy, które mają sprawniej działać i wnikać głębiej niż zwykły krem. Dlatego też niestety ceny są wyższe, bo wartość tego serum to niemal 200 zł / 30 ml. Ja kupiłam je za 20 zł, więc nie pozostaje mi nic innego, jak błagać TkMaxx o wprowadzenie produktów SkinBio na stałe do oferty. 🙂

[Pin on Pinterest]

Znów serum, podobnie jak krem, kupujemy w kartoniku z ulotką. Sama buteleczka jest również szklana, ale niestety nie mamy tu żadnej zatyczki. Na szczęście aplikator jest blokowany i nie brudzi nic podczas podróży. Trzeba jedynie uważać z siłą nacisku. Wystarczy leciutko nacisnąć i zaaplikować niewielką ilość produktu.

Kwestia zapachu piszę się tu inaczej. Pierwszy raz użyłam go do rąk, ponieważ chciałam sprawdzić w pociągu zapach nowego kosmetyku. Ale było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że serum bardzo intensywnie pachnie kwiatowymi perfumami w klimacie Chloe. Na twarzy jednak nie czuję tego zapachu niemal w ogóle.

[Pin on Pinterest]

Tak czy inaczej serum jest bardzo leciutkie, dość rzadkie, ale nie rozlewa się po palcach. Przez to niestety jest dużo mniej wydajne niż krem. Też pozostawia lekko klejącą warstwę, ale przyzwyczaicie się do niej, gwarantuję. Tym bardziej, jeśli używacie podkładów czy pudrów, bo pod makijaż jest to produkt jak znalazł. Choć radzę nałożyć jeszcze na niego krem, bo serum jest nawadniające, a krem doda natłuszczającą powłoczkę. Tak czy inaczej działanie jest podobne do kremu, bo przecież używam ich jednocześnie. 🙂 Jednak serum działa szybciej, redukuje napięcie po ok. 15 min i dlatego nie używam kremu oddzielnie. Genialny produkt dla cery mieszanej i tłustej, która potrzebuje nawilżenia i regeneracji bez zbędnego przeciążania i zapychania. Wydaje mi się, że dla cery suchej mógłby być zbyt słaby. Jaki wniosek z tego wynika?

Że nie jest wart 200 zł. 20 zł jak najbardziej, może nawet 50, ale nie 200. Ale ja generalnie nie wierzę w kosmetyki powyżej 200 zł. Będę to powtarzać zawsze i wszędzie, że drogie kompleksy niekoniecznie działają lepiej niż coś naturalnego za 5 zł.

Choć i tu serum jest idealne pod oczy i w ogóle na skórę oczu, bo ani trochę nie podrażnia. To działa na jego plus.

[Pin on Pinterest]

3. Serum Anti-Age
Opakowanie każdego serum SkinBio jest identyczne, tylko napisy inne. Zapachy również się mocno różnią. Ten produkt pachnie bardziej jak krem Nivea, ale jest to bardzo delikatna woń. Klei się mocniej niż nawilżająca wersja, ale nadal jest to bardzo lekkie serum, które dobrze się wchłania. Jest jeszcze droższe niż wersja nawilżająca, bo kosztuje 205 zł / 30 ml, ale ja oczywiście upolowałam je za 20. Czy wypycha zmarszczki?

[Pin on Pinterest]

Testowała go moja mama i mówi, że nie wypycha natychmiastowo zmarszczek, ale ujędrnienie faktycznie pojawia się szybko. I generalnie zauważyła w ostatnim czasie poprawę stanu cery, zarówno pod względem zmarszczek, nawilżenia i ujędrnienia, jak i pod względem niedoskonałości. Tyle tylko, że używa wielu produktów przeciwzmarszczkowych, także wiecie… Nie wiadomo, gdzie te swoje 5 groszy wtrąciło SkinBio. Ciekawscy mogą po nie sięgnąć, bo jest to coś na poziomie Vichy. Na pewno nie zaszkodzi, nie zapcha i nie przyspieszy powstawania zmarszczek.

Moja mama również mówi „NIE” dla produktu kosztującego 200 zł. Nie mniej jednak nawilżenie i wygładzenie skóry jest boskie. I mamy pewność, że nie jest to działanie powierzchowne, bo nie mamy tu silikonów i innych bajeranckich świństw, które tylko mydlą oczy.

[Pin on Pinterest]

[Pin on Pinterest]

Nie dajcie się więc nabrać na drogie produkty. Czasem jednak warto kupić coś naturalnego i to w dobrej cenie. Choć wydaje mi się, że połączenie zaawansowanego technologicznie serum z naturalnym kremem dało u mnie świetne efekty pod względem nawilżenia i oczyszczenia porów. To są prawdziwe kosmetyki, które kompletnie nie zapychają porów. I chwała im za to! Tylko czy będzie nam dane jeszcze się spotkać? Z chęcią wypróbowałabym innych wersji i kroków pielęgnacji.