Pielęgnacja przed i po opalaniu – Australian Gold, SunOzon, Ziaja, Farmona, Kolastyna

0
1548
Rate this post

Hej Misie Kolorowe! Mam nadzieję, że wybaczycie mi dłuższą przerwę, ale bloger też człowiek – jeść, pić i odpoczywać musi. 😉 W wakacje jednak nie do końca oddaliłam się myślami od bloga, bo testowałam dla Was kosmetyki do ciała, twarzy i włosów chroniące przed promieniowaniem UV oraz pielęgnujące po kąpieli słonecznej. Zapraszam na krótkie recenzje. 🙂

1. Do ciała
Ciało smarowałam przede wszystkim lekkim żelem do opalania z brązerem Australian Gold. To bardzo drogi produkt (69,99 zł) do opalania, który kupiłam tylko dlatego, że był w dużej promocji i koniec końców kosztował tyle, ile większość kosmetyków z SPF 10. Jestem przeciwniczką wywyższania produktów tylko ze względu na ich cenę, ale szczerze? Widzę sporą różnicę między nim a „zwykłymi” produktami, których używałam: olejkiem z Kolastyny (13,99 zł) i balsamem Sopot Sun z Ziai (ok. 13 zł).
Specjalnie posmarowałam jedną nogę olejkiem z Kolastyny, a drugą Australian Gold. Oba produkty posiadają SPF 10, ale po ok. 15 minutach miałam jedną nogę czerwoną od opalania… I była to noga posmarowana tanim olejkiem. Poza tym nogi różniły się odcieniem opalenizny: noga z Kolastyną była pomarańczowo-czerwona, a noga z AG złocisto brązowa. Szczerze mówiąc w składzie Australian Gold nie odnajdziecie niczego innowacyjnego i zapewniającego, że dobrze wydajecie te pieniądze: słabe filtry chemiczne, które są niestabilne, a do tego przenikające do krwi. A ponad to zapach, który szału nie robi. Tzn. na mnie nie robił początkowo wrażenia, wręcz byłam zawiedziona, że tak chemicznie pachnie. Ale po czasie się od niego uzależniłam – od tej słodkiej gumy balonowej przyprawionej wakacyjnym słońcem. Poza tym zawsze opalam się na czerwono, a po tym żelu opalenizna była od razu brązowa, wow! :O Oczywiście jeśli przesadzicie z opalaniem, skóra tak czy siak będzie czerwona. 😀 Dodatkowo żel ma leciutką konsystencję, wchłania się szybko i pozostawia skórę miękką i dość dobrze nawilżoną. Dzięki temu nie przykleja się do skóry piasek, co jest dla mnie niesamowitym plusem, bo to właśnie piasek skutecznie uprzykrzał mi życie podczas wakacji.

Olejek Kolastyny ma przyjemny, wakacyjny zapach. Ładnie nabłyszcza skórę i pozostawia ją nawilżoną. Niestety lepi się do niego piasek, co strasznie mnie denerwuje. 🙁 Podobnie sprawa ma się w przypadku Ziai – to jest już produkt o typowym zapachu kosmetyku do opalania. Przeciętniak, ale tani, więc warto spróbować, jeśli potrzebujecie SPF 20. Na pewno jednak pod koniec opakowania zacznie Was denerwować, bo ciężko go wydobyć.

UWAGA! Pamiętajcie, że na każdym kosmetyku z filtrem powinna być podana ilość produktu, jaką należy rozsmarować, aby zapewnić obiecaną ochronę. Jeśli nałożycie takiego kosmetyku zbyt mało, nie ochroni Was tak, jak tego oczekujecie!

[Pin on Pinterest]

2. Do twarzy i włosów
W tej kategorii króluje Sun Ozon. Zacznę może od spray’u ochronnego do włosów (6,99 zł). Szczerze mówiąc, nie zauważyłam, aby w jakiś spektakularny sposób chronił włosy przed słońcem, a używałam go już w zeszłym roku. Jeśli nałożę go zbyt dużo, w połączeniu ze słoną wodą, moje włosy zaczynają się nieprzyjemnie kleić. Produkt nie nawilża ani nie odżywia.

Do twarzy używałam pięćdziesiątek Sun Ozon (13,79 zł) oraz Australian Gold (38, 99 zł). Pierwsza wersja jest idealna na co dzień, bo jest lekka, matująca i szybko się wchłania. Nie wysusza twarzy. Mam jednak wrażenie, że słabiej chroni niż sztyft Australian Gold. Sztyft spełnia swoją rolę w 100% i wręcz trzeba uważać, żeby w miarę równomiernie go nałożyć, bo może porobić plamy – skóra będzie jaśniejsza tam, gdzie produktu będzie więcej. Kocham go jednak za piękny zapach oraz formę aplikacji. Jest niesamowicie wygodny, bo można spokojnie posmarować nim całą twarz i uszy, kiedy mamy dłonie w piasku. Jego minus to fakt, że lepi się na twarzy, jeśli nałożycie go zbyt dużo. Na twarzy jest niewyczuwalny, ale podczas jej dotknięcia poczujecie lepkość. Dobrze nawilża skórę.

Ani produkt z Sun Ozon, ani Australian Gold nie zapychają skóry, co jest dla mnie zbawieniem.

Generalnie bardzo polecam Wam produkty Sun Ozon – w zeszłym roku miałam cudowny balsam po opalaniu pod prysznic, który sprawdzał się genialnie jako odżywka do włosów. 🙂

[Pin on Pinterest]

3. Ulubieńcy na plaży
Moimi ulubieńcami podczas pielęgnacji na plaży były bardzo wygodne w użyciu: żel SPF 10 z Australian Gold, sztyft SPF 50 Australian Gold oraz mgiełka do ciała Tutti Frutti Farmony o zapachu brzoskwini (ok. 8 zł). Mgiełka przyjemnie chłodzi skórę, kiedy nie możemy już wytrzymać kontaktu ze słońcem, a przy okazji naprawdę nawilża, łagodzi podrażnienia wywołane promieniowaniem UV i pięknie, intensywnie pachnie. Jestem mocno zdziwiona, że poziom nawilżenia, jaki daje, jest na poziomie jakiegoś balsamu. 🙂 Nadaje się też do nawilżenia włosów.

[Pin on Pinterest]

4. Ulubieńcy w łazience
Po opalaniu przychodzi czas na pielęgnację podrażnionej skóry. Czym ratowaliśmy się z mężem? Oczywiście produktami z pantenolem. Ten pierwszy, pianka marki Nord Farm, jest dostępny w aptekach i sieciówkach Odido za ok. 10 zł, co jest bardzo dobrą ceną jak na tego typu kosmetyk. Zawiera łagodzącą substancję pochodzenia naturalnego opatentowaną jako Soothex, witaminę E, aloes i glicerynę. Spisuje się przyzwoicie, ale jednak przegrywa z lotionem, który kupiliśmy w hiszpańskiej aptece: After Sun marki ISDIN. Ten kosmetyk zawiera poza pantenolem i aloesem mocznik i takie połączenie bardziej przypadło do gustu mojej skórze. Łagodzi pieczenie naprawdę świetnie i eliminuje proces schodzenia skóry. U mojego męża po 3 aplikacjach zniknęło pieczenie poparzonej słońcem skóry.

Ratujemy się też żelem z aloesem marki Hegron. Przyjemnie pachnie, koi i nawilża bez uczucia lepkości. Idealny pod balsam kojący.

Jako balsam po opalaniu używaliśmy balsamu z pantenolem After Sun od Eveline (14,99 zł). To jest strzał w dziesiątkę. Ładny, świeży zapach i doskonałe nawilżenie. Łagodzi podrażnienia nawet po goleniu. On też zapobiega schodzeniu skóry, ale trzeba go używać więcej niż 2 razy dziennie.

A co ze spieczoną twarzą? Tylko i wyłącznie jeden krem mi pomagał: krem Cosmetic Lad marki Lush. Napiszę na jego cześć chyba jakąś pieśń pochwalną, bo ten krem naprawdę czyni cuda. W ciągu kilku minut łagodzi pieczenie twarzy, zapobiega powstawaniu plam, które zawsze robiły mi się od słońca i HAMUJE schodzenie skóry. Początkowo go nie używałam, ale kiedy zobaczyłam łuszczącą się skórę na czole, od razu po niego sięgnęłam. I przeżyłam szok, bo skóra od razu przestała schodzić. Polecam każdemu i na wszystko. Może nawet na złamane serce. 🙂

[Pin on Pinterest]

Powiem Wam, że jeszcze nigdy nie udało mi się tak dobrze trafić z kosmetykami do opalania i po. Każdego roku zmagam się z plamami, czerwoną, piekącą skórą, twarz łuszczy mi się tygodniami. Jestem jeszcze tylko ciekawa, czy ten zestaw będzie miał wpływ na utrzymywanie się opalenizny na moim ciele. Ponieważ lekki żel Australian Gold mi się prawie skończył, kupiłam w Hiszpanii lotion o SPF 8 marki Hawiian Tropic, czyli kolejna legenda na celowniku. Wstępnie stwierdzam, że zapach jest o wiele gorszy od tego z AG, ale konsystencja jest obiecująca. Zobaczymy, jak będzie dalej. 🙂

[Pin on Pinterest]

A jakich kosmetyków do opalania i po Ty używałaś/łaś? Możesz coś polecić, a może odradzić? 🙂