Peelingi BodyBoom zawojowały cały kraj. Przyciągają spojrzenie kolorowymi opakowaniami, innowacyjnymi rozwiązaniami i wysokością jakością złuszczania naskórka. Poza tym mają kuszące zapachy. Co ciekawe, słyszałam na temat tych produktów tylko pozytywne opinie, a nikt nie wspomniał, że jest w środku jeden składnik, na który trzeba uważać. Ale że ja swoją miniaturę znalazłam w pudełku Inspired By Naturalnie Piękna, możecie liczyć na rzetelną recenzję. Ciekawi? 🙂
Nie oceniaj książki po okładce
Niewątpliwie opakowanie tego produktu to ogromny atut. Papierowe, ekologiczne opakowanie z uroczą, różową, minimalistyczną naklejką przyciąga oko. Ale czy to jest praktyczne? Papier łatwo się brudzi i mimo że mogę po jednym użyciu zamknąć torebkę strunową, bardziej jednak przekonuje mnie rozwiązanie, gdzie peeling zamyka się w słoiczku lub tubce. Niewątpliwie peelingi mają ładne zapachy. Moja wersja jest klasyczna i pachnie kawą oraz… truflami – tak mi się przynajmniej wydaje. Przyjemny zapach, ale na ciele niezbyt intensywny.
[Pin on Pinterest]
Kawa droższa niż w Starbucksie
Cena pełnowymiarowego peelingu to 59 zł / 200 g. Dla porównania w sklepie w takiej cenie można kupić 1 kg naprawdę doskonałej jakości kawy. I o ile kawa do picia jest moim zdaniem warta takich pieniędzy, o tyle od kawy, którą smaruję ciało, nie wymagam żadnych nadzwyczajnych właściwości.
Skład
Poza zmieloną kawą mamy tutaj: cukier, puder kakaowy, olej makadamia, olej arganowy, olej migdałowy i… sól. Na podstawie składu wywnioskowałam, że peeling będzie miał formę kawy pozlepianej w całość za pomocą olejków, ale ten produkt jest na maksa suchy! Strasznie mnie denerwowała taka osypująca się konsystencja, bo trzeba uważać, żeby część tego cennego produktu nie spadła nam na ziemię. Pod wpływem wody kosmetyk ładnie trzyma się skóry i pozwala na chwilę relaksu.
[Pin on Pinterest]
Ależ to złuszcza!
Faktycznie poziom złuszczania jest na medal, ale tu znów muszę podkreślić, że taki sam efekt uzyskuję fusami z kawy. 🙁 Jednak jeśli potrzebujecie mocnego, porządnego, gotowego już peelingu, to BodyBoom na pewno Wam się spodoba. Peeling pozostawia też idealne wykończenie na skórze. Z jednej strony czuć, że skóra jest nawilżona, wygładzona i pokryta olejkami, ale z drugiej ta olejkowa warstwa jest niegruba i nie przeszkadza. Teoretycznie nie potrzeba już nawet używać balsamu. Po jednym użyciu pozbyłam się prawie całkowicie nieestetycznej gęsiej skórki na rękach, która robi mi się, kiedy nie używam balsamów do ciała.
[Pin on Pinterest]
Sól – cichy morderca nie tylko w jedzeniu
Najgorszą wadą tego peelingu jest zawartość soli. Nie wiedziałam o niej, dopóki podczas peelingu nie zaczęło mnie szczypać ciało. Myślałam, że dostaję uczulenia, ale zajrzałam w skład i wszystko stało się jasne. Sól na drugim miejscu w składzie. Matko Kochana! Peeling robi się zazwyczaj po lub przed goleniem. To oznacza, że skóra jest wtedy podrażniona i każda ilość soli może nam zrobić masakrę lub co najmniej zaserwować festiwal szczypania. Jakim cudem słyszę na temat tego peelingu same pozytywne opinie i ani razu nie usłyszałam, że możliwe są takie fajerwerki? Byłam i jestem przerażona, ale że peelingu zostało mi jeszcze na raz, zużyję go 2-3 dni po depilacji, żeby nie narażać się na ponowne przykre wydarzenia.
[Pin on Pinterest]
[Pin on Pinterest]
Podsumowując…
Jasne, bez problemu znajdę kilka dużo tańszych i równe dobrych, jeśli nie lepszych, peelingów. A już na pewno takich, które nie powodują pieczenia skóry. Ale jeśli lubicie inwestować w produkty, które ładnie pachną, mają przyjemne dla oka opakowania i do tego ich działanie jest na wysokim poziomie, jak najbardziej polecam spróbować BodyBoom. Nie zapominajcie, że pozostawiają na skórze olejki.