Hej Misie Kolorowe! Dawno nie było Hitów i Kitów Tygodnia, dlatego zmobilizowałam się i przygotowałam siedmiu śmiałków do tego wyzwania. Tym razem nie wspominam o kitach, ale o samych hitach. Ponad to będzie więcej niż jeden ulubieniec na kategorię. A kategorii mamy cztery: pielęgnacja ciała, włosów, twarzy i kolorówka. Nie obędzie się bez pięknych zapachów, olejowania i matu na ustach oraz kosmetyku zwalczającego niedoskonałości oraz alergie po hybrydach.
1. Włosy
Szampon dla włosów kręconych Magiczna Moc Olejków, L’Oreal, ok. 15 zł
Szukałam tego szamponu na polskich stronach, ponieważ myślałam że bogaty szampon odżywczy z MMO (również w nieprzezroczystej butelce) jest tym samym, który stał się moim ulubieńcem. Niestety składy się różnią. Mój ulubieniec przeznaczony jest dla włosów kręconych. Podkreśla ich skręt, wygładza i regeneruje. Co ciekawe nie zawiera silikonów, ale SLES owszem. Ma bogaty skład, który daje odzwierciedlenie w efektach. Po pierwszym użyciu suszyłam włosy nową suszarką i byłam pewna, że efekt końcowy to jej zasługa. Owszem, swoje dołożyła, ale to szampon ma niesamowitą moc regeneracji, wygładzenia i nabłyszczania. Dawno już nie widziałam swoich włosów w takim stanie. Zupełnie jakby przeszły jakiś drogi, profesjonalny zabieg regenerujący. ZERO PUCHU – po wysuszeniu moje sianowate, rozjaśniane i prostowane włosy były gładkie jak po użyciu prostownicy i błyszczały jak tafla. Minus? Szampon bardzo mocno obciąża włosy. Po 3 myciach wręcz się kleiły, dlatego będę go traktować jako pomoc doraźną na większe wyjścia. Szkoda, bo miałam nadzieję, że amla wzmocni moje cebulki.
Lekka mgiełka do włosów, seria kokosowa Coconut Oil, Organix, ok. 40 zł
To małe oszustwo, bo mgiełkę mam dopiero drugi dzień, ale sprawdza się wspaniale i zasługuje na miejsce w tym zestawieniu. Dokładnie tego szukałam dla moich włosów. Dość już miałam olejków na końcówki o bogatych składach, które dawały długofalowe efekty, a nie wygładzały i nie nabłyszczały wystarczająco tuż po użyciu. Ten wygładza moje fale, nadaje im miękkości i intensywnego blasku. Od razu widać różnicę. Nie obciąża włosów tak jak robią to inne tego typu produkty. Włosy mniej się po nim kołtunią. Jestem jedynie odrobinę zawiedziona zapachem – myślałam, że będzie to głęboki, naturalny, trochę rześki kokos, a jest to po prostu… kokos. 😀 Utrzymuje się na włosach cały dzień, więc jeśli ktoś kokosa nie lubi, niech trzyma się od tego olejku z daleka. W wersji „light” dostępny jest również olejek arganowy. Zastanawia mnie też skład, bo na opakowaniu jest całkowicie inny od tego, który producent podaje na stronie… Zgodnie z tym, co mam na butelce, ten olejek bazuje na prostej mieszance silikony+bambus+olej kokosowy, którego moje włosy nie cierpią, ale w tej formie pasuje on im doskonale. Uwaga! To nie jest ten sam kosmetyk co serum kokosowe, to jest wersja LEKKA. :*
2. Twarz
Lekki lotion antybakteryjny, seria Tea Tree, The Body Shop, ok. 40 zł
Na blogu jest już jego recenzja, ale muszę go tutaj dodać ze względu na dwa ważne jego atrybuty. Po pierwsze zawiera silikony, co czyni go idealną bazą antybakteryjną pod makijaż. Nawet jeśli potrzebujecie czegoś tylko na jeden wieczór, a borykacie się z trądzikiem, lepiej zainwestować właśnie w niego niż w bazę, która tylko Was zapcha. Moich pryszczy ten produkt do końca nie leczył (rusza tylko ropne krostki, grudek nie), ale jest on moim nieodłącznym przyjacielem w walce z alergiami i swędzeniem skóry. Kiedy pojawiają mi się suche, swędzące plamy na twarzy, smaruję je tym kremem i znikają w ciągu kilku godzin, a swędzenie przechodzi w niepamięć już po pierwszych sekundach… Dopadła mnie też alergia na dłoniach po Semilacu i zniknęła w JEDNĄ NOC po posmarowaniu dłoni właśnie tym kremem. Jest niezastąpiony!
3. Ciało
Olejek do masażu, Chakura Oil, Linia zapachowa Indian Rose&Sweet Almond Oil, Rituals, ok. 50 zł
Obok olejku OMIA to mój ukochany olejek do ciała. Nie używam go do masażu, ale w ciepłe dni o poranku do nawilżenia skóry. Dzięki niemu moja skóra nie lepi się w ciągu dnia od potu i wilgotnego, upalnego powietrza. Jest niesamowicie gładka i miękka. Zniknęły wszystkie problemy z suchością, z którymi nie do końca radził sobie balsam z tej serii. Balsam nie łagodził też podrażnień i krostek, jakie wywołują u mnie żele pod prysznic lub golenie, a ten olejek to robi. Kocham go jednak najbardziej za niesamowity, głęboki zapach, który przyspiesza bicie mojego serca. Perfumami o takim zapachu mogłabym pachnieć cały dzień i chyba zaopatrzę się na jesień w jakiś EDT tej marki. <głośne westchnięcie>
4. Kolorówka
Puder rozświetlający w kulkach, Kaviar Gauche, Catrice, ok. 20 zł
Pisałam już o nim kilka miesięcy temu, ale odkąd dostałam Meteoryty Guerlain, zapomniałam o tych kuleczkach. W upały przypomniałam sobie o nich, bo niestety Meteoryty okazały się być… niewypałem. Uwierzcie mi, że nie są warte takich pieniędzy, szczególnie jeśli macie cerę mieszaną lub tłustą. O wiele, wiele lepiej sprawdza się właśnie ten puder. To on nadaje przepięknej poświaty naszej skórze bez wielkich drobinek, które mają Meteoryty. Skóra przepięknie dzięki niemu odbija światło, sprawiając wrażenie nieskazitelnej. Absolutnie nie podkreśla niedoskonałości i porów, a przy okazji jest pozbawiona nadmiaru sebum, bo dobrze matuje. To jest ten efekt, o którym marzyłam, myśląc o rozświetlających kuleczkach. 🙂 Dodatkowo puder nie zapycha, bo nie zawiera talku. Dla bladziochów nada się na całą twarz, a dla osób o ciemniejszej karnacji posłuży świetnie za chłodny rozświetlacz.
Pomadka matowa Color Senastional Matte, Maybelline, 940 Rose Rush, 29,69 zł
Oj, jak ja kocham tę formułę! Nie spotkałam drugiej takiej pomadki. Tak kremowej, nawilżającej, a jednocześnie satynowo-matowej. Pachnącej ciastolinką, mniam. 🙂 Trwałość jak na tak bogatą konsystencję jest zabójcza, u mnie daje radę nawet z jedzeniem. Zjada się o wiele ładniej i bardziej równomiernie niż pomadki matowe w płynie. Brakuje mi tylko pełnej gamy kolorystycznej, jaką obserwuję na zagranicznym YouToubie. Z niecierpliwością czekam na możliwość złożenia zamówienia online na pomadki z serii The Loaded Bolds: niebieski, biały, śliwkowy, pomarańczowy, mauve i szary – kolory jak marzenie. <3
Pomada do brwi K-Brow!, kolor 3, Benefit Cosmetics, 125 zł
Jej recenzja jest od niedawna na blogu, ale zastanawiam się nad jej edycją. Ostateczny werdykt brzmi tam: „Winna suchej, osypującej się konsystencji, pozostawianiu kropek produkty na skórze pod włoskami oraz nietrwała”. To wszystko prawda, ale aktualnie nie zamieniłabym jej na NIC INNEGO. Początkowo byłam przekonana, że muszę jej nałożyć dużo, żeby przykryć łyse placki, przez co kolor był zbyt ciemny, a brwi nie za bardzo pasowały do moich jasnych włosów. Nauczyłam się nią jednak tak operować, że uzyskuję bardzo naturalny efekt. Wygląda jakbym miała włoski tam, gdzie tak naprawdę ich nie mam. Mimo że nie przetrwa podrapania się po brwi, nie miałam do tej pory lepszego produkty uzupełniającego brwi. 🙂 Wam jednak radzę sięgnąć po Inglota lub pomadę Anastasia BH.