Długo szukałam odpowiedniego kremu nawilżającego dla mojej problematycznej skóry. Ciężko jest znaleźć krem, na którego opakowaniu jest wprost napisane: „Zawieram to, co najważniejsze dla skóry suchej: ceramidy i skwalany.” Te składniki są zwykle gdzieś tajemniczo upchane, grają drugoplanową rolę lub nie ma ich wcale. Bo niby są oklepane i zbyt oczywiste, ale jednak – jak się okazuje – najbardziej skuteczne. Dlatego polecam Wam sięgnąć po stare, sprawdzone sposoby walki z suchą skórą, zamiast kopać gdzieś w odmętach kosmetycznych eksperymentów. 🙂
Kwestie techniczne
Krem kosztuje ok. 30 zł / 50 ml. Dostępny jest w aptekach oraz online. Na półkach znajdziecie go w kartoniku, który mi gdzieś się zapodział. Krem jest też bardzo wydajny. Używam go 1-2 razy dziennie od Świąt, czasem smaruję nim również dłonie i nadal wystarczy mi go co najmniej na kolejny miesiąc.
Główną zaletą kremu Uriage Xemose powinno być nie tylko nawilżenie, ale też wyeliminowanie swędzenia spowodowanego głównie przesuszeniem i zmianami atopowymi, a także wyciszenie tych zmian i przywrócenie naturalnej bariery ochronnej, która na przyszłość chroni skórę przed przykrymi niespodziankami.
Składniki aktywne, które dbają o nawilżenie, ukojenie i działają przeciwstarzeniowo, to:
Woda Termalna Uriage, Cerasterol-2F® (ceramidy z kwasami omega-3, omega-6 + fitosterole), masło Shea, skwalany roślinne.
Krem nie zawiera substancji zapachowych ani parabenów.
Uriage Xemose oferuje też cięższą, bardziej nawilżającą wersję kremu – z pompką i 10% stężeniem masła shea.
Powerade w kremie
Moja skóra z łojotokowym zapaleniem skóry jest bardzo wymagająca. Z jednej strony łuszczy się, jest ściągnięta, wysuszona i łatwo się podrażnia niczym skóra sucha i atopowa. Z drugiej jednak charakteryzuje ją nadprodukcja sebum i olbrzymia skłonność do zapychania. Wydawało mi się niemożliwe odnalezienie kremu, który jednocześnie zadba o oba aspekty pielęgnacyjne mojej skóry. A jednak! Uriage nawilża skórę, natychmiastowo przynosząc ukojenie i zmniejsza uczucia napięcia. Nawadnia i nawilża po prostu bajecznie. W gorszych okresach, kiedy skóra jest naprawdę przesuszona, dokładam w ciągu dnia kolejne warstwy kremu lub od razu czekam do wchłonięcia pierwszej, nakładam drugą i czasami nawet trzecią czy czwartą. To mój idealny sposób na nawilżenie skóry niezależnie od tego, w jak złym jest stanie.
Ale pewnie zapycha…
Skóra nie dusi się pod tym kremem, choć czuć wyraźnie, że mamy tu sporo masła shea. Byłam pewna, że mnie zapcha, ale nic bardziej mylnego. Krem wręcz łagodzi wszystkie stany zapalne i nie ma złego wpływu na ilość wągrów czy grudek. Wręcz pomaga usuwać krostki, ponieważ odpowiednio nawadnia i regeneruje skórę, dzięki czemu składniki aktywne preparatów na trądzik działają efektywniej. Xemose zalecza w kilka dni zapalenie okołoustne, czyli czerwone, łuszczące się plamy pokryte grudkami wokół nosa i ust. W połączeniu z kwasami na noc i antybakteryjnymi żelami oczyszczającymi jest dla mnie perfekcyjnym produktem dla skóry tłustej i odwodnionej. Nawet tej, która ma problemy z keratynizacją naskórka. Czy to nie brzmi jak ideał?
Lekkie masło
Chciałabym jeszcze na chwilę wrócić do konsystencji kremu. Jest maślana i jedwabista, ale jednocześnie nielepiąca się i niewyczuwalna na skórze – ja jestem do niej już przyzwyczajona i uważam ją raczej za lekką, ale ktoś, kto na co dzień preferuje matujące kosmetyki, może narzekać, że wolałby coś jeszcze lżejszego na dzień. Skóra po nałożeniu kremu staje się mięciutka i delikatna w dotyku. Krem trochę reguluje pracę gruczołów łojowych, ale nie matuje, więc skóra po kilku godzinach jednak świeci własnym blaskiem (choć ilość sebum jest naprawdę dużo mniejsza niż zwykle). Raczej nadaje się jako baza pod podkłady (używałam z L’Oreal True Match i Catrice HD), nawet mineralne – nie waży się ani nie roluje.
Co z tym swędzeniem?
Kto posiada alergie, choruje na ŁZS, AZS albo jakieś świństwa wywołane nużeńcem lub grzybicami, wie, że ze swędzeniem nie ma żartów. W moim przypadku nos swędzi mnie czasem do szaleństwa. W wyniku drapania lub pocierania skóra zaczyna pękać, boleć, piec… Wystarczy wtedy kilka warstw tego kremu i przykre objawy znikają. Nawet suche skórki na nosie podczas kataru. Za to najbardziej kocham ten krem – za szybkość działania!
Cicaplast wymięka
To nie jest kolejny krem z serii „jest fajnie, ale tylko tu i teraz”. On naprawdę poprawia kondycję skóry. Zmniejsza zaczerwienienie, a w mniej problematycznych obszarach twarzy trwale poprawia nawilżenie. Po miesiącu jakość skóry znacznie się poprawia. Jest bardziej jędrna, zbita, a powierzchnia wyrównana. Poza tym często kremy nie chronią odpowiednio mojej skóry przed kurzem, na który jestem uczulona i w ciągu dnia pojawiają mi się na twarzy swędzące bąbelki. Uriage Xemose zabezpiecza mnie przez takimi przykrymi incydentami i to jego kolejna ogromna zaleta. Nada się więc również do pielęgnacji dłoni z egzemą, które mają codzienny kontakt z detergentami. Zdecydowanie bije w tej kwestii na głowę inne kosmetyki barierowe, w tym kultowy już La Roche Posay Cicaplast Baume B5.
Podsumowując…
Dla mnie to apteczny odpowiednik naturalnego kremu Lush Cosmetic Lad. Nie wiem jednak, czy Lush tak dobrze łagodziłby swędzenie skóry, jak robi to Uriage Xemose. Autentycznie jest to najlepszy krem spośród wszystkich, których próbowałam (różne kremy La Roche Posay, Vichy, Bioderma, Bielenda, naturalne i inne…). Co więcej będzie odpowiedni dla każdego, kto potrzebuje nawilżenia, czy to dla posiadaczy skóry atopowej, czy alergicznej, bardzo suchej, bardzo tłustej, trądzikowej… Po prostu dla każdego! 🙂
A jaki jest Twój ulubiony krem nawilżający? 🙂 Może znasz inne kosmetyki Uriage lub innej marki aptecznej, których warto spróbować?