Daję sobie rękę uciąć, że znajdę wśród Was choćby jedną osobę, która jest wielbicielem kultowych perfum Chanel Coco Mademoiselle. Cóż to ma wspólnego z firmą Kèrastase? Otóż serum Elixir K Ultime Thè Impèrial Kèrastase, które uśmiecha się do Was ze zdjęcia, pachnie właśnie tymi perfumami. A raczej precyzując – zapach kosmetyku inspirowany jest Mademoiselle. Ta mała, różowa buteleczka kryje w sobie mieszankę 4 olejków i jednego ekstraktu. Wspomnę też po drodze o wersji Olèo-Complexe, której przetestowałam sporą próbkę. Dla mnie jest to autentycznie magiczny eliksir i jeśli jeszcze nie mieliście styczności z jakimkolwiek serum tej firmy, koniecznie musicie przeczytać, co wyczarował na moich włosach. A jest co zamieniać z żaby w księcia! 🙂
Nie byłabym sobą, gdybym nie zaczęła recenzji od dokładnego opisu zapachu – tego, co jest u mnie w dużej mierze wyznacznikiem przyjemności podczas stosowania kosmetyku. Zapach Thè Impèrial już Wam przybliżyłam. Czy pachnie identycznie jak perfumy? Każdy nos wyczuje to inaczej, ale moim zdaniem nie. Zabrakło tu słodkiej nuty Chanel, a całość jest lżejsza i bardziej aldehydowa, mocniej podszyta akordami alkoholu. W każdym razie czuć, że pachnie perfumami, które mają coś wspólnego z luksusem, choć nie ukrywam, że bardziej kojarzą mi się z podróbą. Ale nie taką znowu najtańszą. 🙂 Zapach bardzo mi się podoba. Nie męczy, nie dusi, nie boli od niego głowa. I muszę się przyznać, że własnie głównie ze względu na zapach kupiłam ten eliksir. Niestety, wbrew wielu opiniom w blogosferze, z moich włosów zapach znika dosłownie w kilkanaście minut. Ubolewam nad tym strasznie, bo oczyma wyobraźni widziałam puszystą chmurkę Chanel unoszącą się za moimi włosami.
[Pin on Pinterest]
Wersja Olèo-Complexe ma ciężki do opisania zapach, którego do tej pory nie znałam. Słodkawy, lekko kwiatowy, ale też ma orzeźwiające i orientalne nuty olejków. Nie jest piękny. Nie jest nawet bardzo ładny. I może się nie podobać ze względu na wyczuwalną cierpkość. Zapach podobnie jak w poprzedniej wersji ulatnia się szybko z włosów.
[Pin on Pinterest]
Opakowanie jakie jest, każdy widzi. 🙂 Butelka jest plastikowa, barwiona (samo serum jest raczej bezbarwne). Pompka również plastikowa (wygląda na słabej jakości plastik, ale nie niszczy się i nie łamie nawet podczas transportu) z nakrętką, aplikuje idealną ilość produktu. Poniżej wrzucam zdjęcie wszystkich wersji: fioletowa Rose Millenaire (zapach inspirowany Aqua di Gioia Armaniego) do włosów delikatnych, zielona Moringa Immortel (zapach inspirowany Flower by Kenzo, Kenzo) do włosów zniszczonych, złota Olèo-Complexe do każdego rodzaju włosów oraz moja, różowa do włosów farbowanych. Mam wersję mniejszą – 50 ml, ale jest również wersja 125 ml i bardziej opłaca się ją kupić. Ja wybrałam 50-tkę, żeby przetestować zapach i działanie produktu. Ceny bardzo się wahają i na pewno najlepiej kupić serum na Allegro. 50 ml możemy dostać w cenie 50-100 zł, a 125 ml od 80-160 zł.
[Pin on Pinterest]
Źródło: https://blessmybag.com
Wersja różowa zawiera: olejek pracaxi, arganowy, kukurydziany oraz kameliowy. Pracaxi uodparnia włosy na czynniki zewnętrzne takie jak wilgotność powietrza, wiatr, promieniowanie słoneczne oraz temperatura. Olejek arganowy, jak to olejek arganowy, chroni i odbudowuje strukturę włosa. Olejek kukurydziany nadaje włosom elastyczność i miękkość. Piękny blask zawdzięczamy olejkowi kameliowemu. Oprócz olejków jest tu też ekstrakt z białej herbaty cesarskiej bogatej w antyoksydanty zabezpieczające włos przed starzeniem i nadające blasku. Wydaje się więc, że to faktycznie jest eliksir. Wrzucam skład dla zainteresowanych:
[Pin on Pinterest]
Wersja złota zawiera identyczne olejki. Nie znajdziemy w niej natomiast ekstraktu z herbaty. Warto dodać, że każdy z tych składników pochodzi z innej części świata, co czyni ten eliksir wyjątkowym: olej z zarodków kukurydzy z Ameryki Środkowej, olejek arganowy z Afryki Północnej, olejek z nasion drzewa Pracaxi z Amazonii oraz olejek kameliowy z nasion Camelii – drzewa rosnącego w Azji. Cały świat: 361 km^2 oceanów i 149 km^2 lądu skoncentrowane w 50 ml.
[Pin on Pinterest]
Olejki posiadają jedną cechę, która diametralnie wyróżnia się spośród innych jedwabi i serum do włosów. Otóż nie obciążają włosów. Mają lekkie, ale nadal jedwabne konsystencje i dosłownie satynową teksturę bardzo podobną do silikonowej bazy pod makijaż. Pozostawiają na dłoniach śliską warstwę, która sprawia, że skóra jest niesamowicie gładka. To samo robią z włosami. Wygładzają strukturę włosa, sprawiając, że loki stają się niewyobrażalnie miękkie i leciutkie. Żadnego obciążenia, jeśli oczywiście nie przesadzi się z ilością. Na moje włosy do ramion używam ilości aplikowanej przez jedno naciśnięcie pompki na wilgotne włosy (skupiam się na końcach, ale potem podjeżdżam niemal do samego skalpu, przeczesując palcami pasma) i czasem dodaję drugą taką samą ilość na włosy suche, przed prostowaniem. Wygładzenie jest lepsze, jeśli zastosujemy produkt na włosy wilgotne. Wydaje mi się, że najważniejszą właściwością tych produktów jest fakt, że nie sklejają włosów w strąki. Do tej pory nie spotkałam jeszcze takich kosmetyków, a stosowałam nawet serum za prawie 200 zł (KLIK). Dla mnie bomba!
[Pin on Pinterest]
Dodatkowo włosy są widocznie nabłyszczone – nawet farbowane, przesuszone strąki. Wystarczy nałożyć odrobinę na wierzch dłoni i wetrzeć. Zobaczycie, jak Wasza skóra mieni się w każdym świetle. Naprawdę efekt WOW. Jeśli chodzi o odżywienie ciężko jest mi to określić, bo przecież stosuję równolegle wiele produktów o właściwościach odżywczych. Nie zauważyłam, żeby włosy szybciej się niszczyły, a codziennie myję, suszę i prostuję włosy. Nie radzę też liczyć na ochronę koloru – ewentualnie w minimalnym stopniu. Na pewno serum wydobędzie kolor farby ze względu na dobre nawilżenie włosów i podbicie blasku. Regularne stosowanie z pewnością zabezpieczy włosy przed uszkodzeniami, bo przecież mamy tu silikony i olejki.
[Pin on Pinterest]
Chcę też zaznaczyć, że bywają dni, kiedy po zastosowaniu eliksiru widzę brak wyraźnego dociążenia. Włosy nie chcą się wygładzić i muszę poczekać ok. 30-40 min, aż odpoczną po suszeniu, wciągną wilgoć z powietrza i naturalnie zamkną się łuski. Dlatego nie radzę od razu aplikować większej ilości produktu, ale poczekać i przeczesywać dokładnie włosy. W przeciwnym razie możemy uzyskać niezłe przetłuszczenie, co raz mi się niestety zdarzyło, kiedy zastosowałam 3 porcje produktu. Tak więc widać, że jedna porcja w tę czy we w tę robi ogromną różnicę.
Jestem przekonana, że nie jest to moje ostatnie spotkanie z Kèrastase. Polecam je w szczególności osobom z cienkimi, delikatnymi włosami. W przyszłości mam zamiar spróbować Cristaliste Lumière Liquide (swoją drogą, trudne nazwy wymyśla ta firma!).