Odpowiedź na modlitwy o nawilżenie włosów: rokitnikowy szampon Planeta Organica

0
921
Rate this post

Witam Misie! Ostatnio przedstawiłam Wam moją ukochaną odżywkę nabłyszczającą włosy od Planeta Organica, a teraz przyszedł czas na szampon tej samej firmy. Szampon z olejem z rokitnika arktycznego przeznaczony dla włosów zmęczonych zabiegami stylizacyjnymi jak np. suszenie, prostowanie, kręcenie włosów, stosowanie lakierów, żeli, wosków, rozjaśniaczy, farb… Doskonale nawilża, zmiękcza i świetnie współgra w duecie z odżywką z poprzedniego posta, o której wspominałam tutaj.

Szampon możecie kupić w sklepie Goodies.pl TUTAJ (znajdziecie tu również więcej opinii na jego temat). Kosztuje 18.95 zł / 360 ml. Jest nieco droższy od balsamu, ale wydaje mi się, że nadal wart swojej ceny ze względu na pojemność, wydajność i działanie.

1. Opakowanie
Butelka, podobnie jak w przypadku pozostałych produktów tej serii jest dość twarda. Estetyka opakowania jak najbardziej mi odpowiada. Minimalistyczna i po prostu ładna może stać się niezłą ozdobą łazienki. Zamykana jest na „klik”, co bardzo lubię. Nic nie wylewa się bokami podczas transportu. Naklejki nie spływają pod wpływem wody, kiedy trzymacie produkt pod prysznicem.

2. Konsystencja, kolor i zapach
Kolor szamponu jest jasnożółty. Zapach natomiast jest zupełnie daleki od wersji ciemnozielonej. Ten szampon pachnie cytrusowymi landrynkami, bardzo podobnymi do tych z kolorowych szamponów Natura Siberica. Z tym że te od NS były ostre, kwaśne i drażniące nos, a tutaj są łagodniejsze, słodsze i wręcz smakowite. Zapach może przebijać się nawet spod zapachu odżywki, ale nie utrzymuje się na włosach długo. Konsystencja szamponu jest odpowiednia. Niezbyt rzadka, ale też niezbyt gęsta, co z pewnością utrudniłoby wydobycie produktu z butelki. Do umycia włosów wystarczy jego niewielka ilość, bo zadziwiająco dobrze się pieni.

3. Skład
Jednokolorowe butelki Planeta Organica charakteryzują się prostymi składami, co uwielbiam. Bogate składy zbyt obciążają skalp i włosy, więc korzystam z nich 1-2 razy w tygodniu. Ten szampon zawiera jedynie łagodne dla skóry i włosów składniki myjące. Żadnych SLS-ów, SLES-ów i choć anionowym detergentem jest tu TEA-cocoyl glutamate, nadal jest łagodny. Z substancji aktywnych, które sprawiają, że ten szampon nie tylko myje, ale też odżywia, mamy tu: organiczny olej rokitnika, olej syberyjskiego lnu i miodunkę plamistą. Widzicie to? Tylko TRZY substancje aktywne w dość krótkim składzie. To zapowiada odpowiedni produkt dla osób z włosami i skalpem skłonnymi do przetłuszczania. Na pewno?

Olej z rokitnika jako jeden z nielicznych zawiera kwasy Omega-7, które są naturalnym składnikiem bariery lipidowej skóry. Świetnie łagodzi podrażnienia skalpu, leczy wszelkie rany, pryszcze, łupież i łuszczyce. Działa przeciwstarzeniowo. Jest naturalnym filtrem UV. Wzmacnia cebulki włosów dzięki obecności wielu minerałów i witamin oraz substancji wzmacniających naczynia krwionośne wokół cebulek, zapobiegając wypadaniu. Nabłyszcza włosy.

Olej z syberyjskiego lnu jest z kolei źródłem kwasów Omega-3, co stanowi świetne uzupełnienie kwasów tłuszczowych niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania skóry. A wiadomo, że piękna skóra głowy=piękne włosy. Jeśli zauważyliście wzmożone wypadanie włosów, to ten składnik przypadnie Wam do gustu.

W przypadku miodunki plamistej możemy liczyć na doskonałe nawilżenie dzięki obecności ochronnego śluzu. Poza tym zawiera sporo witaminy C i sama w sobie jest delikatnym środkiem myjącym ze względu na zawartość saponin.

4. Działanie
Jak on działa? A no dobrze działa. Nawet bardzo dobrze można by powiedzieć. Bardzo mocno nawilża. To sprawia, że czasem możecie poczuć przesycenie i zauważyć obciążenie włosów – tak słyszałam. Sama zaobserwowałam to może kilka razy, ale nie jestem przekonana, czy to faktycznie wina tylko i wyłącznie tego szamponu. Aha, pisząc obciążenie, mam na myśli przyspieszenie przetłuszczania.

Po umyciu włosy łatwo się rozczesują (choć oczywiście solo go nie używałam, ale to czuć, czy kołtuny rozplątują się już przed zastosowaniem odżywki), są gładkie niczym jedwab i miękkie jak kaczuszka.

Skóra głowy nie swędzi, nie piecze, nie reaguje w żaden negatywny sposób na ten szampon. Wręcz uspokaja się.

Poza tym uważam, że genialnie wspiera pielęgnację włosów, która ma na celu zapobieganie zniszczeniom, jakie powodują suszarka i prostownica czy rozjaśniacze. Ten szampon naprawdę nawilża wyróżniająco. Co jest w tym nawilżeniu tak niezwykłego? Pokrywa włosy ochronną, śliską warstwą, która rozplątuje kołtuny. Zupełnie jakby wpuszczał między nasze kosmyki małe krasnoludki, które sprytnie rozprawiają się z kołtunami. Wierzę też, że chroni włosy i skórę przed promieniowaniem UV – może będę dłużej piękna i młoda? 😀

Widzicie więc, że szampon może nie tylko myć, ale też być filarem naszej pielęgnacji i ochrony delikatnych włosów. Dla mnie jest to jeden z cudownej trójki moich ukochanych szamponów nawilżających. Wierzcie lub nie, ale w duecie z zieloną odżywką z tego posta są niezastąpieni. Nie radziłabym jednak łączyć go z balsamem z tej samej serii, bo włosy mogą, brzydko mówiąc, klapnąć (takie chodzą pogłoski, więc Was ostrzegam). 🙂