O co chodzi z tą naturą? Kosmetyczne zakupy z ostatnich miesięcy

0
1298
Rate this post

Hejka Misie! Dlaczego czytasz tego posta, co najbardziej przykuło Twoją uwagę na głównym zdjęciu u góry? Który produkt? 🙂 Mi spośród tych wszystkich kosmetyków, które kupiłam lub dostałam w ostatnim czasie, serce skradły: olejek do ciała Rituals, kokosowa mgiełka do włosów Organix, matowe pomadki Bell i kolejne opakowanie myjącej odżywki Bielendy. Jest tego więcej, więc jeśli masz ochotę na to „więcej”, zapraszam Cię serdecznie do przeglądu. Żeby post miał jakąś wartość, dodaję moje pierwsze wrażenia na temat działania tych kosmetyków. 🙂

Zestaw kosmetyków do brwi Benefit recenzowałam już tutaj. Po dłuższym czasie używania stwierdzam, że uwielbiam ten zestaw i na pewno nie wrócę już do kredek Catrice. Ewentualnie spróbuję różowego zestawu, gdzie zamiast pomady jest kredka Goof Proof – kupiłam taki mamie, więc na pewno dam Wam znać, czy kredka jest warta zakupu. 🙂 Jeśli chcecie mieć brwi jak dziewczyny z YouTube’a, musicie użyć pomady – to cała tajemnica. 😀 Mi co prawda nauka rysowania idealnych brwi trochę zajęła, ale pamiętajcie, że to właśnie kształt i intensywność brwi zmienia wygląd całej twarzy i może mieć wpływ na to, jak oceniają i postrzegają Was ludzie.

Kupiłam kolejne opakowanie myjącej odżywki Bielendy z keratynowej serii. Nie zmieniam zdania na jej temat, moje włosy nadal ją uwielbiają.

W miedzianym koszyczku jest jeszcze krem łagodzący podrażnienia dla osób z trądzikiem różowatym z Ziai. Wiązałam z nim wielkie nadzieje, bo mam ogromny problem z czymś, co wygląda mi właśnie na początek trądziku różowatego, ale niestety ten krem mi nie pasuje. Faktycznie niesamowicie łagodzi zaczerwienienia, niczym korektor, ale nie leczy trądziku i grudek oraz nie ogranicza przetłuszczania skóry.

Wróciłam też w te ostatnie letnie dni do wspaniałego różowego żelu pod prysznic Feel Galmorous Palmolive. W Holandii znalazłam wersję bez drobinek, co bardzo mi odpowiada. Zapach jest tak intensywny, że przez ok. dwie godziny po umyciu czuję go bardziej niż perfumy Chanel. Kojarzy mi się z truskawkowymi perfumami dla dziewczynek. 🙂

[Pin on Pinterest]

Gdzieś tam w rogu zdjęcia nieśmiało daje nam znać o sobie olejek do ciała (a właściwie do masażu) Rituals, o którym już wiecie, że był moim hitem tygodnia. To zdecydowanie najlepszy olejek, jakiego używałam. Przepięknie pachnie i bardzo długotrwale nawilża. Podczas choroby przez 3 dni nie olejowałam ciała i nie miałam ani jednej suchej skórki. Coś wspaniałego. Gratis dostałam dla męża próbkę kremu do golenia z linii Samurai, ale mój wybranek jest bardzo wybredny co do produktów do golenia i nie poleca tego kosmetyku. ;D Kosmetyki Rituals możecie kupić w polskim sklepie online Hani.

[Pin on Pinterest]

Z hitów tygodnia kojarzycie też pewnie kokosową mgiełkę do włosów Organix. Wciąż z dnia na dzień poprawia kondycję moich włosów. Są bardzo miękkie, nie przetłuszczają się dzięki niej tak szybko i ładnie błyszczą.

[Pin on Pinterest]

Szampony L’Oreal z serii Magiczna Moc Olejków natomiast co chwilę zasilają nasze (moje i męża, bo i on je uwielbia) kosmetyczne zapasy. Są baaardzo odżywcze. Wersja z fioletową zakrętką i olejkiem z amli niestety bardzo obciąża włosy – nie przyspiesza znacząco przetłuszczania, ale włosy są lepkie w dotyku, aż po kilku myciach stają się pozlepiane jak po olejowaniu. Jednak jednorazowo na jakieś wyjście sprawia, że całkowicie znika puch. Nigdy jeszcze za pomocą ŻADNEGO produktu nie uzyskałam takiego efektu. Wersja z czerwonymi napisami jest dużo lżejsza, ale nadal pięknie odżywia i wygładza.

[Pin on Pinterest]
Matowe pomadki Bell z serii Moroccan Dream, która była chyba niestety limitowana, to kolejny zakup w ciągu ostatnich miesięcy. Mojej mamie udało się dla mnie upolować po ciężkich walkach trzy kolory: 01, 02 i 05. Wszystkie są oryginalne i piękne, a sama formuła pomadki bardziej przypadła mi do gustu niż np. matowe pomadki NYX czy Bourjois.

Po wykończeniu naturalnego dezodorantu Schmidt’s w słoiczku przyszła pora na coś bardziej praktycznego – ten sam kosmetyk, ale w sztyfcie. Okazał się niestety bardzo drapiącym paskudztwem, które nieestetycznie roluje się pod pachami. Po jego wykończeniu sięgnę po naturalne kostki dezodoryzujące z Lush’a, bo moje pachy potrzebują chwili oddechu…

[Pin on Pinterest]

Jeśli chodzi o Lush’a, śledzący moje Instansapy wiedzą, że odwiedziłam ten sklep w sierpniu i wyszłam z pełnym arsenałem kosmetyków do pielęgnacji twarzy. Kupiłam: mydło w kostce Coalface, czyścik Herbalism, serum do twarzy w kostce Full Of Grace, serum na pryszcze Grease Lightning, a za 5 zużytych opakowań dostałam gratis świeżą maskę Cupcake. Stwierdziłam, że może naturalne kosmetyki pomogą mi pozbyć się problemów z podrażnieniem i pryszczami. Oj, jak ja się myliłam… Co prawda zestawu używam dopiero od 10 dni, ale widzę ogromne pogorszenie stanu cery. Pocieszałam się, że to oczyszczanie się skóry, bo używam detoksykującego mydła, ale zmiany, które się pojawiają, wcale się nie goją, a to oznacza, że coś z tych produktów mi szkodzi. TYLKO CO?! Pamiętajcie, nigdy nie róbcie takiej głupoty i nie zmieniajcie na raz wszystkich kosmetyków. 🙂 Niestety wciąż przekonuję się, że nie dla mnie są kosmetyki prosto z natury. Nie wiem, dlaczego moja skóra ich nie toleruje, ale miałam już kilka podejść, niektóre wielotygodniowe i każde kończy się tak samo… Jak u Was wygląda sprawa z naturalną pielęgnacją? :*

[Pin on Pinterest]

[Pin on Pinterest]

W haulu znalazły się też dwa produkty jednej z moich ulubionych marek makijażowych – Wibo. Pierwszy produkt to primer/baza do ust. Niestety testowałam go już z kilkoma pomadkami i za każdym razem zamiast wydłużyć trwałość produktu, skraca ją… Nieznacznie, ale jednak. Poza tym po jego użyciu pomadki odbijają się mocniej na szklankach i butelkach. Pewnie wszystko za sprawą wazelinowatej, gęstej, ciężkiej i śliskiej konsystencji. Jedyna zaleta to fakt, że całkowicie eliminuje dyskomfort i przesuszenie, jakie dają matowe pomadki, nie wpływając jednocześnie na mat.

W prezencie urodzinowym od przyjaciółki dostałam paletkę cieni Neutral z Wibo. Niestety od tamtej pory użyłam jej tylko… raz. Wszystko z powodu problemów z cerą – nie lubię malować oczu cieniami, jeśli reszta twarzy nie jest bez skazy. Po co malować obraz na zabrudzonym płótnie? 😉 Póki co paletka czeka na lepsze czasy, ale po pierwszym użyciu stwierdzam, że pigmentacja cieni jest średnia i potrzebna mi będzie porządna baza.

[Pin on Pinterest]

[Pin on Pinterest]

I to by było na tyle. 🙂 Swoją drogą, wiecie, że wyrażenie „i to by było na tyle” jest bardzo niepoprawne gramatycznie? Zostało wymyślone w latach 70. przez Jana Stanisławskiego, na potrzeby satyrycznego programu telewizyjnego (a właściwie etiud) pt. „Zezem”. Ot, taka ciekawostka. 😀 Jeśli nie znacie żadnego z produktów, które opisałam, może znacie chociaż jakąś ciekawostkę gramatyczną? 😀 Uczmy się wspólnie poprawności językowej. 😀 :*